Re: Okrutny los funduje Nam kolejne problemy - Cezar
: 05 lis 2017, 15:43
Dziś mija miesiąc odkąd zaczęliśmy walkę o życie. Co jeszcze losie Nam przyniesiesz...?
Ostre zapalenie trzustki już za nami, wyniki prezentują się dobrze, wrzody żołądka mamy ustabilizowane. W minioną sobotę pogorszyło się. Wyniki mocznika i kreatyniny były okropne, tak wysokie jak nigdy dotąd. Cezar z bólu zaczął chodzić dosłownie do tyłu, sikał z bólu, nie wstawał, spinał brzuszek tak mocno jakby był z kamienia... Umówiłam, a raczej wybłagałam wizytę u kardiologa, terminy długie, ale my już na drugi dzień byliśmy na badaniu. Podwyższony mocznik może być przyczyną lewokomorowej niewydolności serca, nie chciałam czekać, musiałam zrobić wszystko żeby go z tego wyciągnąć. U psiego kardiologa, zrobiliśmy echo i EKG serduszka. Wyniki wyszły niby w porządku, choć Cez ma nieznacznie pogrubione płatki zastawki i lewy przedsionek w górnej normie wagowej, oraz mięśnie brodawkowate powiększone, które zmniejszają objętość lewej komory. Wet jednak nie zaleciła leczenia kardio,
twierdzi że to nic groźnego, EKG jest ładne (ma być pod stałą obserwacją). Podpytaliśmy wetkę o dotychczasowe leczenie, powiedziała że leczenie jest zgodne z jej wiedzą, pies jest młody i silny, widzi w jego oczach walecznego beagle'a, absolutnie odradziła eutanazji, kazała walczyć.
Cóż, walczymy.
Od początku walczymy.
W piątek byłam z Cezem na kolejnym już USG. Echhhh...potwierdziło się najgorsze. Przewlekła niewydolność nerek. Prawa nerka praktycznie niewydolna, zwapniała, w obrazie jej nie przypomina. Lewa za to trochę lepsza, aczkolwiek niewiele, pocieszające jest to, że wygląda jak nerka. Przepływy są, więc działa. Wet daje nadzieje, mówi że podejmujemy leczenie, za tydzień wyniki i się okaże, czy jest poprawa. Wychodzę z lecznicy z masą leków, w głowie powtarzam sobie jak je podawać, niosę psa na rękach. Został znieczulony, bolało podczas USG, więc badanie i kroplówkę smacznie przespał na kocyku. Czytam fora, zamawiam zioła, łapię się czegokolwiek, co mogłoby pomóc.
Jest źle, jest dobrze. I tak w kółko.
Jeden dzień leży, nie wstaje.
Drugi dzień chodzi, spaceruje po mieszkaniu.
Jednak cały czas merda ogonkiem, cieszy się jak wracamy do domu, nawet jak boli merda ogonem.
Jest naprawdę dzielny i kochany. Znosi podawanie leków, których mamy masę... Zastrzyki. Kroplówki. Zastrzyki. Kroplówki. Leki 3 razy dziennie. Większość z nich będzie przyjmował do końca życia. Teraz śpi, dzielnie znosi kapiącą od godziny kroplówkę ze środkiem przeciwbólowym. Mąż przy nim czuwa.
Wyniki kolejne w piątek. Do tego czasu przyjdą zioła. Wierzę w nie, bo cóż innego mi zostało.
Do piątku.
Cezar&M&I
Ostre zapalenie trzustki już za nami, wyniki prezentują się dobrze, wrzody żołądka mamy ustabilizowane. W minioną sobotę pogorszyło się. Wyniki mocznika i kreatyniny były okropne, tak wysokie jak nigdy dotąd. Cezar z bólu zaczął chodzić dosłownie do tyłu, sikał z bólu, nie wstawał, spinał brzuszek tak mocno jakby był z kamienia... Umówiłam, a raczej wybłagałam wizytę u kardiologa, terminy długie, ale my już na drugi dzień byliśmy na badaniu. Podwyższony mocznik może być przyczyną lewokomorowej niewydolności serca, nie chciałam czekać, musiałam zrobić wszystko żeby go z tego wyciągnąć. U psiego kardiologa, zrobiliśmy echo i EKG serduszka. Wyniki wyszły niby w porządku, choć Cez ma nieznacznie pogrubione płatki zastawki i lewy przedsionek w górnej normie wagowej, oraz mięśnie brodawkowate powiększone, które zmniejszają objętość lewej komory. Wet jednak nie zaleciła leczenia kardio,
twierdzi że to nic groźnego, EKG jest ładne (ma być pod stałą obserwacją). Podpytaliśmy wetkę o dotychczasowe leczenie, powiedziała że leczenie jest zgodne z jej wiedzą, pies jest młody i silny, widzi w jego oczach walecznego beagle'a, absolutnie odradziła eutanazji, kazała walczyć.
Cóż, walczymy.
Od początku walczymy.
W piątek byłam z Cezem na kolejnym już USG. Echhhh...potwierdziło się najgorsze. Przewlekła niewydolność nerek. Prawa nerka praktycznie niewydolna, zwapniała, w obrazie jej nie przypomina. Lewa za to trochę lepsza, aczkolwiek niewiele, pocieszające jest to, że wygląda jak nerka. Przepływy są, więc działa. Wet daje nadzieje, mówi że podejmujemy leczenie, za tydzień wyniki i się okaże, czy jest poprawa. Wychodzę z lecznicy z masą leków, w głowie powtarzam sobie jak je podawać, niosę psa na rękach. Został znieczulony, bolało podczas USG, więc badanie i kroplówkę smacznie przespał na kocyku. Czytam fora, zamawiam zioła, łapię się czegokolwiek, co mogłoby pomóc.
Jest źle, jest dobrze. I tak w kółko.
Jeden dzień leży, nie wstaje.
Drugi dzień chodzi, spaceruje po mieszkaniu.
Jednak cały czas merda ogonkiem, cieszy się jak wracamy do domu, nawet jak boli merda ogonem.
Jest naprawdę dzielny i kochany. Znosi podawanie leków, których mamy masę... Zastrzyki. Kroplówki. Zastrzyki. Kroplówki. Leki 3 razy dziennie. Większość z nich będzie przyjmował do końca życia. Teraz śpi, dzielnie znosi kapiącą od godziny kroplówkę ze środkiem przeciwbólowym. Mąż przy nim czuwa.
Wyniki kolejne w piątek. Do tego czasu przyjdą zioła. Wierzę w nie, bo cóż innego mi zostało.
Do piątku.
Cezar&M&I