Dokładnie tak jest, jak to opisuje Ania Bonaskowa.
U nas spacery "toaletowe" w kagańcu nie bardzo wchodzą w grę - bo Lunia dostaje stuporu, nie chce się nawet wysikać, o grubszych sprawach nie mówiąc. No i wczoraj znowu coś wciągnęła - coś małego, ale rano (na szczęście już świtało) piski, żarcie trawy... Może w Twojej okolicy jest czyściej - u mnie, w niby eleganckiej dzielnicy - nie. I tak zbieram co rano, co się da i pakuję do kubłów (są co 30-40 m
, ale to przecież ciężko trafić), ludziska chyba się pukają w głowę.
A propos umiejętności zwędzania jedzenia, musiałam swoje poglądy na temat bezpiecznych schowków kompletnie zrewidować, gdy nastał Cytrus. Zarówno Łacia, jak i Lutnia nie były bez grzechu, no ale lewitować to nie umiały. I ciągle, ciągle, upadają kolejne szańce.
Tak że - jeszcze się możecie zdziwić, mimo dużego doświadczenia. Pamiętaj, że Zuza, jakkolwiek łapczywa by nie była, nigdy nie była głodzona, nie musiała walczyć o przetrwanie.