Rock_Star pisze: ↑31 sty 2018, 09:14
, nie było karm suchych, psy żyły, miały się dobrze, a o chorobach np. nowotworowych słyszało się naprawdę sporadycznie..
Aniu - to chyba nie do końca tak. Myślę, że te -dzieści lat temu (więc w czasach, gdy byłyśmy bezwstydnie młode, a nie tylko młode rozsądnie
) były po pierwsze skrajnie inne możliwości diagnozy i terapii - dotyczy to ludzi, a zwierząt jeszcze o wiele bardziej. Pies był chory - to albo wyzdrowiał, albo umierał. Nie zawsze, albo bardzo rzadko wiedziano, dlaczego. W moim ponad półmilionowym wówczas mieście była jedna, pardon, dwie lecznice. Jedna "normalna", państwowa oczywiście, druga - klinika na Twojej uczelni. A nowotwory i owszem, były, były. Jako nastolatka - i do 26 roku życia miałam owczarka niemieckiego. Odszedł z powodu potężnego guza na wątrobie. I okazało się to dopiero, gdy pies zaczął mieć silne bóle. Jedyna pomoc weterynaryjna, jaka była dostępna, to eutanazja
Pies był rzecz jasna karmiony "domowym", w latach siedemdziesiątych o niczym innym nie było mowy. Na wieść, że na tak zwanym Zachodzie są specjalne karmy dla psów, ludzie wybałuszali oczy. No i te słynne przypadki, gdy "nasi" pracujący na czarno w Niemczech żywili się psimi puszkami...
Asieńko, przepraszam za przydługi wtręt, to tak młodzieży ku nauce...