Dziękujemy bardzo!
Ze zdrowiem lepiej, choć po drodze były różne "przygody".
Jeśli chodzi o kolano, najbardziej pomogła rehabilitacja "falą uderzeniową". Po każdym zabiegu noga była krótki czas bardziej obolała, kilka godzin oszczędzania - a potem lepiej i lepiej.
Nie mogę napisać, że w ogóle nie widać utykania - ale jest tak dyskretne, że trzeba się mocno przypatrywać. Mięsień coraz mocniejszy, bo używany. Wróciłyśmy do normalnej, czterokilometrowej porannej trasy spacerowej.
W międzyczasie mieliśmy radosne spotkanie z pewnym walijskim springerem - a jego pani obdarowała nas smakołykami z Lubelszczyzny. Niestety, jedna kiełbaska, spora i bardzo pieprzna, przez mój brak czujności została pochłonięta przez Luteńkę. Efekt - ciężkie zapalenie jelit, krwawa biegunka... No i znowu lądowaliśmy w lecznicy.
Teraz już wszystko opanowane, plus taki, że zrobiono dokładne badania, wyniki, również trzustka -właściwie wzorcowe. Oby tak dalej, gdy nasze psy posuwają się w latach (a Lutnia we wrześniu skończy osiem), robimy się niespokojni, prawda?
Wczoraj znowu kapały mi łzy, minęło sześć lat - nie wiadomo kiedy. Luteńka z szaleńczego szczeniora, z podrostka niekształtnego stała się mądrą, naprawdę fajną suką -no, w późnym średnim wieku.
A Cytra nic się nie zmienia - wieczny szczeniak.
https://youtu.be/nU7o5az3W_M
Kocham je obie - ale w sercu i tak mam bliznę.