Bardzo dziękujemy wszystkie trzy za miłe komentarze.
Pisę o swoich podróżach głównie dlatego, by pokazać, że jak się dobrze zaplanuje, wzięcie pod dach psa wcale nie oznacza uwiązania "do budy" właściciela, że w tej chwili przynajmniej w Unii podróżowanie z psami jest nie tylko całkowicie możliwe, ale i przyjemne.
W dodatku... Aniu Reksiowa, wypowiedz się profesjonalnie: czyż takie różnorodne bodźcowanie nie jest formą szkolenia psa? Formą naturalną?
C&L znowu w podróży...trochę służbowej
Wyniosło nas z kraju, tym razem jestem osobą towarzyszącą w delegacji, że tak powiem. Dlatego trasa dość sztywno ustalona - ale do winnic wstąpimy musowo.Wyjechaliśmy wczoraj. Kierunek - Abruzy.
Dla nas (i psów) za duży dystans "na jeden łyk"
Pierwszy nocleg we Włoszech, ale tuż za austriacką granicą, w Alpach Julijskich . W miasteczku Camporosso znaleźliśmy świetną metę...u psolubów w dodatku.
W sobotę, o szóstej rano
Szybkie capuccino +croissant w znajomej przydrożnej knajpce - i na południe. Jedziemy nie autostradą, jak zwykle, lecz SS109, wzdłuż Adriatyku od Mestre ku Rawennie. To chyba najbardziej płaski kawałek Italii
Droga ciągle przeprawia się nad kolejnymi ramionami delty Padu (zdjęcia niestety przez okno)
Wokół pola, hektary warzyw, dyniowate, karczochy, szparagi...
...a także oczywiście winnice (region Veneto) - i sady, ale prowadzone jak winnice i często pod dachem (z folii chyba). Kupiliśmy przy drodze wspaniałe morele i truskawki, jakby tych drugich u nas nie było
.
Inną uprawą są...topole, hodowane na surowiec do produkcji wiskozy.
W ten sposób obsadzone są nawet małe skrawki ziemi
Jeszcze jedno: mimo że w tej chwili akurat i w północnych Włoszech wody nie brak, na polach już stoją olbrzymie zraszacze, o rozpiętości "skrzydeł" kilkadziesiąt m. I bele węży, grubych jak noga słonia.
W sobotę wieczorem dojechaliśmy "do siebie".
W niedzielę przenieśliśmy się z wnętrza "buta" nad Adriatyk, konkretnie w pobliże miejscowości Ortona (w Abruzach).
Całą drogę lało jak z cebra.
Po wejściu do wynajętego mieszkania włączyliśmy grzejniki. Przypomnę: rzecz dzieje się w środkowych Włoszech, schyłek maja
Morze wyglądało tak:
Jak skomentowała moja przyjaciółka Iwonka: Bałtyk, tylko piasek brzydszy
Dostałam deszczy - wirus sprzedany mi przez ukochanego małżonka rozbujał się na całego .
W poniedziałek prawie cały dzień lało. Wilgotność powietrza chyba 100%, temperatura coś koło 15 stopni.
We wtorek...nie, we wtorek obudziło mnie
słońce.
Od razu lepiej, prawda?
Dodam, że wcale tu nie jest tak cudnie, tylko zdjęcie skadrowane
. Zrobione z miejsca, gdzie idziemy na poranną toaletę, spod takiego kuflika:
Znam na włoskich wybrzeżach mnóstwo fantastycznych miasteczek, tutaj w skali 1-10 powiedzmy...2. Cóż, nie marudzę, zabieram psy, idziemy na mały spacerek.
A pod wieczór wszyscy wsiadamy w samochód, by zobaczyć oddalone o 20 km miasto Chieti - siedzibę uniwersytetu, gdzie moja brzydsza połowa jest na krótkiej delegacji.
Oczywiście - stare miasto - to na wzgórzu. Ulice niewiarygodnie strome prowadzą do katedry San Giustino
(Jak widać, znowu mroczne chmurzyska)
Katedra powstawała od 11 do 14 wieku, generalnie styl romański miesza się z gotykiem. Piękne kolumnady krużgankowe
Idziemy dalej, ku dziewiętnastowiecznemu centrum
Po drodze barokowy San Domenico
i Santissima Trinita z pałacem Lepri
Psom też się coś należy - krótka przechadzka po parku miejskim
Na koniec rzut oka na dolinę nadmorską
cdn - jak dobrze pójdzie.