Ostatnio Lutnia nieźle mnie nastraszyła.
Jakieś 10 dni temu, jeszcze gdy było ciepło, leżały obie na tarasie - a ja stałam o jakieś 3 metry dalej, przy kuchennych robotach. Lunia wstała - i nie wiem, pisnęła, czy nie, nie słyszałam mimo otwartych drzwi - przykicała na trzech łapach.
Krew mi spłynęła do pięt - w obliczu ostatniej epidemii zerwanych więzadeł.
W dodatku ta żmija nie da się po prostu dotknąć, gdy ja coś boli -warczy wcale nie na żarty i chowa bolącą łapę. Tym niemniej po jakiś czasie udało mi się obmacać - i nic nie odkryć. Wabiona kiełbaską, wyszła z swojego korytka, najpierw na trzech, potem podpierając się czwartą łapą. Drugi kawałek kiełbaski podziałał jeszcze bardziej leczniczo, przyszła lekko utykając.
I rozchodziła się. Mało, jak Cytra ja sprowokuje, nadal smiga jak pocisk balistyczny - no, taki cięższy
Ale co jakiś czas, uczulona tym wydarzeniem, zauważam, że po dłuższym spaniu wstaje jakby sztywniejsza. Jak ja, nie przymierzając.
Wczoraj dla spokoju ducha poszłam do naszego weta, który podejrzewa, ze nie chodzi o kolano, tylko o kręgosłup (zmiany zwyrodnieniowe). Zapisał dwa środki "ludzkie" i mamy obserwować. A z tym dramatycznym utykaniem - może wsadziła pazur w dylatację między deskami na tarasie:?:
No kurczę, jeszcze nie pora na ortopedyczne problemy... Czy któreś z Waszych tak wcześnie miało podobne dolegliwości?