Cytra i Lutnia
Re: Cytra i Lutnia
W takim razie niecierpliwie czekam
Re: Cytra i Lutnia
Aniu -proszę bardzo. Po kawałeczku postaram się zrelacjonować. Choć zdjęć łaciatych mało - trudno jednocześnie trzymać dwie bestie (jedną szarpiącą się do obcych psów, drugą - kamiennie spokojną, ale w każdej chwili potencjalnie gotową ucapić za wrażą łydkę) - i zrobić nieporuszoną fotografię, na której nie brak któregoś łba, albo innych ważnych fragmentów beagle.
Tym razem poniosło nas nie aż tak daleko (choć "daleko" to pojęcie względne) - nad Ren, a dokładnie do winiarskiego regionu Rheingau, między Koblencją a Moguncją.
Dla mojej brzydszej połowy rejon atrakcyjny ze względów oczywistych (kraina rieslinga). Dla mnie - z powodu wykształcenia i prawie 40 lat wykonywanego zawodu. Podróż rozpoczęliśmy wczesnym rankiem pierwszego maja, przy wspaniałej pogodzie dotarliśmy do Moguncji, naszego pierwszego celu.
Moguncja leży u podnóża niewysokiego pasma gór Taunus
Miasto jest stolicą kraju Nadrenia-Palatynat, miejscem urodzenia Johanna Gutenberga. Szczególny charakter zawdzięcza bardzo tu szerokiemu, majestatycznemu Renowi. Zaparkowaliśmy prawie przy nadbrzeżu...
Mieszkańcy tłumnie korzystali z słońca i wolnego dnia
Nieco dalej - Muzeum Gutenberga
i jego głowa
Wszędzie piękne kompozycje roślinne
Kamieniczki przy Domstraße
W tak cudny dzień fontanny przyciągają - również moje burki
Najbardziej znanym zabytkiem Moguncji jest romańska katedra Marcina i Szczepana
Wnetrze wywiera duże wrażenie...
...również z powodu wysmakowanego połączenia średniowiecznej architektury z współczesnymi dziełami sztuki sakralnej.
Najbardziej znane domy szachulcowe stoją zaś przy uliczce Kirschgarten (wiśniowy sad)
Piętnastowieczna oberża Pod Dziką Gęsią
Moguncja była tylko przystankiem - o wyprawach wzdłuż Renu niebawem.
Tym razem poniosło nas nie aż tak daleko (choć "daleko" to pojęcie względne) - nad Ren, a dokładnie do winiarskiego regionu Rheingau, między Koblencją a Moguncją.
Dla mojej brzydszej połowy rejon atrakcyjny ze względów oczywistych (kraina rieslinga). Dla mnie - z powodu wykształcenia i prawie 40 lat wykonywanego zawodu. Podróż rozpoczęliśmy wczesnym rankiem pierwszego maja, przy wspaniałej pogodzie dotarliśmy do Moguncji, naszego pierwszego celu.
Moguncja leży u podnóża niewysokiego pasma gór Taunus
Miasto jest stolicą kraju Nadrenia-Palatynat, miejscem urodzenia Johanna Gutenberga. Szczególny charakter zawdzięcza bardzo tu szerokiemu, majestatycznemu Renowi. Zaparkowaliśmy prawie przy nadbrzeżu...
Mieszkańcy tłumnie korzystali z słońca i wolnego dnia
Nieco dalej - Muzeum Gutenberga
i jego głowa
Wszędzie piękne kompozycje roślinne
Kamieniczki przy Domstraße
W tak cudny dzień fontanny przyciągają - również moje burki
Najbardziej znanym zabytkiem Moguncji jest romańska katedra Marcina i Szczepana
Wnetrze wywiera duże wrażenie...
...również z powodu wysmakowanego połączenia średniowiecznej architektury z współczesnymi dziełami sztuki sakralnej.
Najbardziej znane domy szachulcowe stoją zaś przy uliczce Kirschgarten (wiśniowy sad)
Piętnastowieczna oberża Pod Dziką Gęsią
Moguncja była tylko przystankiem - o wyprawach wzdłuż Renu niebawem.
Re: Cytra i Lutnia
Aniu - dziękujemy dzięki Tobie mogliśmy znów zobaczyć kawałek Europy
Stowarzyszenie Beagle w Potrzebie tel. 501 40 98 50
Re: Cytra i Lutnia
Miło mi, Aniu Bonaskowa.
To jedziemy dalej
Naszym miejscem zakwaterowania było urocze, małe miasteczko wśród winnic na wzgórzach, Oestrich-Winkel.
W czwartek, drugiego maja, w mglisty ranek obraliśmy kierunek - wzdłuż lewego brzegu Renu ku Koblencji
Siłą rzeczy jechaliśmy bardzo pomału, droga jest w przebudowie, ciągle światła i ruch naprzemienny. Świetna okazja do zdjęć.
A jest co fotografować - co górka, to zamek :supr3:
Zdjęcia mało ostre z powodu wzmiankowanej mgły, która opadła dopiero koło południa.
Tam, gdzie na wyżej przedstawionej tablicy jest czerwony kwadracik, robimy postój - tu znajduje się uwieczniona w wierszu Heinricha Heinego Skała Loreley - złotowłosej nimfy wabiącej śpiewem żeglarzy - ku zgubie, oczywiście, jak to zwykle bywa
I szumi wiatr, zapada mrok
I cicho Renu mkną fale,
I widać gór urwistych szczyt
Odbity w rzeki krysztale.
(przekład: Aleksander Kraushar)
Dziś jedna Loreley (żeliwna, wielka) siedzi na koniuszku ostrogi dzielącej wody rzeki (niestety, miała słońce za plecami, a do wody jakoś nie było mi spieszno)
Drugą (z białego marmuru) można zobaczyć, wspiąwszy się na wysoki ponad 400 m klif . Nie liczyłam schodów, ale moje mięśnie - owszem
Za to widok z góry powalający:
O ile większość wyżej pokazanych zamków to dziewiętnastowieczne rekonstrukcje, to Marksburg, do którego docieramy jadąc lewym brzegiem, jest autentyczna twierdzą z 11-12 wieku.
Jest tak świetnie zachowany, że wygląda na dekoracje filmowe. Nie wchodzimy jednak do środka - zwiedzanie tylko w grupach, a przewodnikiem, a my mamy w sumie trzy psy... Za to spacerujemy po leżącym u stóp zamku miasteczku Braubach. Taki fajny szyldzik (Życie bez psa jest możliwe...ale bez sensu )
Szachulcowe domki
Ren działa jak kaloryfer, sporo roślinności południowego pochodzenia; figi po ogrodach i oleandry w ziemi, magnolie wielkokwiatowe na porządku dziennym.
Zabytkowy ogród typu wiejskiego , na liście UNESCO
Wracamy kawałek i przeprawiamy się promem samochodowym
na prawy brzeg - na wysokości położonej na rzecznej wyspie twierdzy Pfalzgrafenstein
A prawym brzegiem kierujemy się do Bacharach.
To niewielkie miasteczko wciśnięte między brzeg Renu a dość strome wzgórza oczaruje chyba każdego. Bywali tu wielcy poeci, malarze oczywiście - i my Nazwa podobno pochodzi od Bachusa - co by się zgadzało, bo nad dachami domków wszędzie widać winnice na niewiarygodnie stromych spłachetkach gruntu
Winorośl jest najistotniejszym przedstawicielem miejscowej flory - wyrasta z każdej szczeliny, pnie się po niemal każdej ścianie - a sklepów winiarskich i winiarni bez liku.
Winne łozy - dekoracja elewacji firmowego sklepu winnicy
i rozpięte na siatce
Bramy do starówki
kościół św. Piotra
Jeszcze trochę szachulcowych domków
Drugie miejsce wśród lokalnych roślin zajmuje na pewno wisteria
Ciąg dalszy - niebawem.
To jedziemy dalej
Naszym miejscem zakwaterowania było urocze, małe miasteczko wśród winnic na wzgórzach, Oestrich-Winkel.
W czwartek, drugiego maja, w mglisty ranek obraliśmy kierunek - wzdłuż lewego brzegu Renu ku Koblencji
Siłą rzeczy jechaliśmy bardzo pomału, droga jest w przebudowie, ciągle światła i ruch naprzemienny. Świetna okazja do zdjęć.
A jest co fotografować - co górka, to zamek :supr3:
Zdjęcia mało ostre z powodu wzmiankowanej mgły, która opadła dopiero koło południa.
Tam, gdzie na wyżej przedstawionej tablicy jest czerwony kwadracik, robimy postój - tu znajduje się uwieczniona w wierszu Heinricha Heinego Skała Loreley - złotowłosej nimfy wabiącej śpiewem żeglarzy - ku zgubie, oczywiście, jak to zwykle bywa
I szumi wiatr, zapada mrok
I cicho Renu mkną fale,
I widać gór urwistych szczyt
Odbity w rzeki krysztale.
(przekład: Aleksander Kraushar)
Dziś jedna Loreley (żeliwna, wielka) siedzi na koniuszku ostrogi dzielącej wody rzeki (niestety, miała słońce za plecami, a do wody jakoś nie było mi spieszno)
Drugą (z białego marmuru) można zobaczyć, wspiąwszy się na wysoki ponad 400 m klif . Nie liczyłam schodów, ale moje mięśnie - owszem
Za to widok z góry powalający:
O ile większość wyżej pokazanych zamków to dziewiętnastowieczne rekonstrukcje, to Marksburg, do którego docieramy jadąc lewym brzegiem, jest autentyczna twierdzą z 11-12 wieku.
Jest tak świetnie zachowany, że wygląda na dekoracje filmowe. Nie wchodzimy jednak do środka - zwiedzanie tylko w grupach, a przewodnikiem, a my mamy w sumie trzy psy... Za to spacerujemy po leżącym u stóp zamku miasteczku Braubach. Taki fajny szyldzik (Życie bez psa jest możliwe...ale bez sensu )
Szachulcowe domki
Ren działa jak kaloryfer, sporo roślinności południowego pochodzenia; figi po ogrodach i oleandry w ziemi, magnolie wielkokwiatowe na porządku dziennym.
Zabytkowy ogród typu wiejskiego , na liście UNESCO
Wracamy kawałek i przeprawiamy się promem samochodowym
na prawy brzeg - na wysokości położonej na rzecznej wyspie twierdzy Pfalzgrafenstein
A prawym brzegiem kierujemy się do Bacharach.
To niewielkie miasteczko wciśnięte między brzeg Renu a dość strome wzgórza oczaruje chyba każdego. Bywali tu wielcy poeci, malarze oczywiście - i my Nazwa podobno pochodzi od Bachusa - co by się zgadzało, bo nad dachami domków wszędzie widać winnice na niewiarygodnie stromych spłachetkach gruntu
Winorośl jest najistotniejszym przedstawicielem miejscowej flory - wyrasta z każdej szczeliny, pnie się po niemal każdej ścianie - a sklepów winiarskich i winiarni bez liku.
Winne łozy - dekoracja elewacji firmowego sklepu winnicy
i rozpięte na siatce
Bramy do starówki
kościół św. Piotra
Jeszcze trochę szachulcowych domków
Drugie miejsce wśród lokalnych roślin zajmuje na pewno wisteria
Ciąg dalszy - niebawem.
Re: Cytra i Lutnia
Winnice - są wszędzie; te, położone blisko naszego lokum, były mało nachylone, ale winorośl rośnie na stromiznach dostępnych tylko "pieszo". Zapewne wszystkie prace muszą być wykonywane ręcznie:
W dole Ren z zadziwiająco czysta wodą
W piątek, 3 maja, postanowiliśmy zwiedzić trochę bardziej oddalone opactwo Maria Laach (budowane 1093-1156, nie ma co narzekać na naszych budowlańców). Jest to wybitna budowla reprezentująca tzw. romański styl Hohenstauffów. Leżyw sielskiej okolicy, nad jeziorem Laacher See
Robi wrażenie
Wejście do wirydarza
Wnętrze w rzeczywistości jest w spokojniejszej tonacji, trudno robić zdjęcia wielkich naw bez flesza
Ołtarz główny pod oryginalnym romańskim baldachimem
Grób założyciela klasztoru, palatyna Henryka II
Klasztor należy do benedyktynów, którzy "dorabiają sobie", prowadząc wzorowe ogrodnictwo, sprzedające rośliny
Moje zakupy przy kasie
I to koniec nadreńskiej historii. Mam nadzieję, że następna wyprawa już niebawem.
W dole Ren z zadziwiająco czysta wodą
W piątek, 3 maja, postanowiliśmy zwiedzić trochę bardziej oddalone opactwo Maria Laach (budowane 1093-1156, nie ma co narzekać na naszych budowlańców). Jest to wybitna budowla reprezentująca tzw. romański styl Hohenstauffów. Leżyw sielskiej okolicy, nad jeziorem Laacher See
Robi wrażenie
Wejście do wirydarza
Wnętrze w rzeczywistości jest w spokojniejszej tonacji, trudno robić zdjęcia wielkich naw bez flesza
Ołtarz główny pod oryginalnym romańskim baldachimem
Grób założyciela klasztoru, palatyna Henryka II
Klasztor należy do benedyktynów, którzy "dorabiają sobie", prowadząc wzorowe ogrodnictwo, sprzedające rośliny
Moje zakupy przy kasie
I to koniec nadreńskiej historii. Mam nadzieję, że następna wyprawa już niebawem.
Re: Cytra i Lutnia
Aniu, pokazujesz perełki, takie, do których chociaż poprzez oglądanie zdjęć chce się wracać. Dziękuję!
Re: Cytra i Lutnia
Aniu, dziękuję bardzo
Piękne zdjęcia, a przewodniczka o ogromnej wiedzy i dużej ważliwości na uroki odwiedzanych miejsc.
Też zwiedzałam z Wami i jestem zachwycona !
Piękne zdjęcia, a przewodniczka o ogromnej wiedzy i dużej ważliwości na uroki odwiedzanych miejsc.
Też zwiedzałam z Wami i jestem zachwycona !
"Lecz ludzi dobrej woli jest więcej i mocno wierzę w to, że ten świat nie zginie dzięki Nim..."
Re: Cytra i Lutnia
Bardzo dziękujemy wszystkie trzy za miłe komentarze.
Pisę o swoich podróżach głównie dlatego, by pokazać, że jak się dobrze zaplanuje, wzięcie pod dach psa wcale nie oznacza uwiązania "do budy" właściciela, że w tej chwili przynajmniej w Unii podróżowanie z psami jest nie tylko całkowicie możliwe, ale i przyjemne.
W dodatku... Aniu Reksiowa, wypowiedz się profesjonalnie: czyż takie różnorodne bodźcowanie nie jest formą szkolenia psa? Formą naturalną?
C&L znowu w podróży...trochę służbowej
Wyniosło nas z kraju, tym razem jestem osobą towarzyszącą w delegacji, że tak powiem. Dlatego trasa dość sztywno ustalona - ale do winnic wstąpimy musowo.Wyjechaliśmy wczoraj. Kierunek - Abruzy.
Dla nas (i psów) za duży dystans "na jeden łyk"
Pierwszy nocleg we Włoszech, ale tuż za austriacką granicą, w Alpach Julijskich . W miasteczku Camporosso znaleźliśmy świetną metę...u psolubów w dodatku.
W sobotę, o szóstej rano
Szybkie capuccino +croissant w znajomej przydrożnej knajpce - i na południe. Jedziemy nie autostradą, jak zwykle, lecz SS109, wzdłuż Adriatyku od Mestre ku Rawennie. To chyba najbardziej płaski kawałek Italii
Droga ciągle przeprawia się nad kolejnymi ramionami delty Padu (zdjęcia niestety przez okno)
Wokół pola, hektary warzyw, dyniowate, karczochy, szparagi...
...a także oczywiście winnice (region Veneto) - i sady, ale prowadzone jak winnice i często pod dachem (z folii chyba). Kupiliśmy przy drodze wspaniałe morele i truskawki, jakby tych drugich u nas nie było .
Inną uprawą są...topole, hodowane na surowiec do produkcji wiskozy.
W ten sposób obsadzone są nawet małe skrawki ziemi
Jeszcze jedno: mimo że w tej chwili akurat i w północnych Włoszech wody nie brak, na polach już stoją olbrzymie zraszacze, o rozpiętości "skrzydeł" kilkadziesiąt m. I bele węży, grubych jak noga słonia.
W sobotę wieczorem dojechaliśmy "do siebie".
W niedzielę przenieśliśmy się z wnętrza "buta" nad Adriatyk, konkretnie w pobliże miejscowości Ortona (w Abruzach).
Całą drogę lało jak z cebra.
Po wejściu do wynajętego mieszkania włączyliśmy grzejniki. Przypomnę: rzecz dzieje się w środkowych Włoszech, schyłek maja
Morze wyglądało tak:
Jak skomentowała moja przyjaciółka Iwonka: Bałtyk, tylko piasek brzydszy
Dostałam deszczy - wirus sprzedany mi przez ukochanego małżonka rozbujał się na całego .
W poniedziałek prawie cały dzień lało. Wilgotność powietrza chyba 100%, temperatura coś koło 15 stopni.
We wtorek...nie, we wtorek obudziło mnie słońce.
Od razu lepiej, prawda?
Dodam, że wcale tu nie jest tak cudnie, tylko zdjęcie skadrowane . Zrobione z miejsca, gdzie idziemy na poranną toaletę, spod takiego kuflika:
Znam na włoskich wybrzeżach mnóstwo fantastycznych miasteczek, tutaj w skali 1-10 powiedzmy...2. Cóż, nie marudzę, zabieram psy, idziemy na mały spacerek.
A pod wieczór wszyscy wsiadamy w samochód, by zobaczyć oddalone o 20 km miasto Chieti - siedzibę uniwersytetu, gdzie moja brzydsza połowa jest na krótkiej delegacji.
Oczywiście - stare miasto - to na wzgórzu. Ulice niewiarygodnie strome prowadzą do katedry San Giustino
(Jak widać, znowu mroczne chmurzyska)
Katedra powstawała od 11 do 14 wieku, generalnie styl romański miesza się z gotykiem. Piękne kolumnady krużgankowe
Idziemy dalej, ku dziewiętnastowiecznemu centrum
Po drodze barokowy San Domenico
i Santissima Trinita z pałacem Lepri
Psom też się coś należy - krótka przechadzka po parku miejskim
Na koniec rzut oka na dolinę nadmorską
cdn - jak dobrze pójdzie.
Pisę o swoich podróżach głównie dlatego, by pokazać, że jak się dobrze zaplanuje, wzięcie pod dach psa wcale nie oznacza uwiązania "do budy" właściciela, że w tej chwili przynajmniej w Unii podróżowanie z psami jest nie tylko całkowicie możliwe, ale i przyjemne.
W dodatku... Aniu Reksiowa, wypowiedz się profesjonalnie: czyż takie różnorodne bodźcowanie nie jest formą szkolenia psa? Formą naturalną?
C&L znowu w podróży...trochę służbowej
Wyniosło nas z kraju, tym razem jestem osobą towarzyszącą w delegacji, że tak powiem. Dlatego trasa dość sztywno ustalona - ale do winnic wstąpimy musowo.Wyjechaliśmy wczoraj. Kierunek - Abruzy.
Dla nas (i psów) za duży dystans "na jeden łyk"
Pierwszy nocleg we Włoszech, ale tuż za austriacką granicą, w Alpach Julijskich . W miasteczku Camporosso znaleźliśmy świetną metę...u psolubów w dodatku.
W sobotę, o szóstej rano
Szybkie capuccino +croissant w znajomej przydrożnej knajpce - i na południe. Jedziemy nie autostradą, jak zwykle, lecz SS109, wzdłuż Adriatyku od Mestre ku Rawennie. To chyba najbardziej płaski kawałek Italii
Droga ciągle przeprawia się nad kolejnymi ramionami delty Padu (zdjęcia niestety przez okno)
Wokół pola, hektary warzyw, dyniowate, karczochy, szparagi...
...a także oczywiście winnice (region Veneto) - i sady, ale prowadzone jak winnice i często pod dachem (z folii chyba). Kupiliśmy przy drodze wspaniałe morele i truskawki, jakby tych drugich u nas nie było .
Inną uprawą są...topole, hodowane na surowiec do produkcji wiskozy.
W ten sposób obsadzone są nawet małe skrawki ziemi
Jeszcze jedno: mimo że w tej chwili akurat i w północnych Włoszech wody nie brak, na polach już stoją olbrzymie zraszacze, o rozpiętości "skrzydeł" kilkadziesiąt m. I bele węży, grubych jak noga słonia.
W sobotę wieczorem dojechaliśmy "do siebie".
W niedzielę przenieśliśmy się z wnętrza "buta" nad Adriatyk, konkretnie w pobliże miejscowości Ortona (w Abruzach).
Całą drogę lało jak z cebra.
Po wejściu do wynajętego mieszkania włączyliśmy grzejniki. Przypomnę: rzecz dzieje się w środkowych Włoszech, schyłek maja
Morze wyglądało tak:
Jak skomentowała moja przyjaciółka Iwonka: Bałtyk, tylko piasek brzydszy
Dostałam deszczy - wirus sprzedany mi przez ukochanego małżonka rozbujał się na całego .
W poniedziałek prawie cały dzień lało. Wilgotność powietrza chyba 100%, temperatura coś koło 15 stopni.
We wtorek...nie, we wtorek obudziło mnie słońce.
Od razu lepiej, prawda?
Dodam, że wcale tu nie jest tak cudnie, tylko zdjęcie skadrowane . Zrobione z miejsca, gdzie idziemy na poranną toaletę, spod takiego kuflika:
Znam na włoskich wybrzeżach mnóstwo fantastycznych miasteczek, tutaj w skali 1-10 powiedzmy...2. Cóż, nie marudzę, zabieram psy, idziemy na mały spacerek.
A pod wieczór wszyscy wsiadamy w samochód, by zobaczyć oddalone o 20 km miasto Chieti - siedzibę uniwersytetu, gdzie moja brzydsza połowa jest na krótkiej delegacji.
Oczywiście - stare miasto - to na wzgórzu. Ulice niewiarygodnie strome prowadzą do katedry San Giustino
(Jak widać, znowu mroczne chmurzyska)
Katedra powstawała od 11 do 14 wieku, generalnie styl romański miesza się z gotykiem. Piękne kolumnady krużgankowe
Idziemy dalej, ku dziewiętnastowiecznemu centrum
Po drodze barokowy San Domenico
i Santissima Trinita z pałacem Lepri
Psom też się coś należy - krótka przechadzka po parku miejskim
Na koniec rzut oka na dolinę nadmorską
cdn - jak dobrze pójdzie.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 12 gości