Ojjjj dawno nie dawałyśmy znać co u nas!!! a nie powiem, działo się aż za dużo!!!
Zaczne od tego,że Sukunia kończy dzisiaj dostawać antybiotyk, na którym była aż 1,5 tygodnia....
A zaczęło sie wszystko tak...
Niestety po 3 latach od zabiegu usuwania kamienia z zębów, narósł nam kamień większy niż przez 8 lat przed poprzednim zabiegiem! Przez to, że Sukunia ma już 11,5 roku i w dodatku ma już lekką niedomykalność zastawek i jest pod kontrolą kardiologa, nie chcieliśmy jej już nic robić w narkozie, chyba, że byłaby to sprawa życia lub śmierci.Ale z pycha tak śmierdziało, że po prostu makabra... na zębach musiały po prostu żyć kolonie bakterii;/ próbowaliśmy więc wszystkimi innymi sposobami pozbyć się kamienia, w tym podawaliśmy preparatu Plaqueoff ( algi morskie w postaci proszku dodawanego do karmy) - które faktycznie zmniejszyły trochę kamień, a znacząco poprawiły oddech. No,ale taki kamień sam nie zniknie, wiadomo. w Dodatku po miesiącu Suki zaczęła bardzo dużo pić i siusiać. początkowo nie myśleliśmy nawet, że to może mieć związek z tym preparatem. a piła z 3 więcej niż normalnie, i tyle razy więcej siusiala...ale jak go w końcu odstawiliśmy, po kilku dniach sytuacja wróciła do normy. nigdzie nie znalazłam informacji o tym, żeby takie mogły być działania niepożądane, ale u nas najwidoczniej tak było.
Póżniej próbowałam dawać jej gryzaki dentystyczne - nic to nie zmieniło.
ostatecnzie nasza dr Ola powiedziała, że możemy spróbować ściągnąć jej kamień ultradźwiękami bez znieczulenia, trzymając ją w dwie osoby :> było to kuszące, więc spróbowaliśmy. niestety, jak sami mieliście kiedyś usuwany kamień to wiecie jak to jest - narzędzie "piszczy", wibruje i do tego pryska woda! mimo starań, co próbowaliśmy to tak ruszała pyskiem, że nie było opcji. nie mówiąc o tym jak się przy tym stresowała...
Postanowiliśmy więc skonsultować się z Panią dr stomatolog, która powiedziała, że jak najbardziej trzeba jej te zęby zrobić, tym bardziej, że jeszcze nie jest tak źle, wiec zabieg nie będzie trwal długo, więc i znieczulenie rowniez. Ale, ze w zwiazku z Suki sercem i niskim pulsem - od zawsze - przy zabiegu bedzie tez Su kardiolog kontrolowal jej serduszko. Pojechalismy tez do pana doktora na echo serca przed zabiegiem, zeby sam ocenil w jakiej kondycji jest serducho i czy uwaza, ze zabieg mozna robic. Na szczescie okazalo sie, ze serducho jest w takim samym stanie jak bylo rok wczesniej
nic sie nie pogorszylo
i generalnie caly czas jestesmy na etapie nie wymagajacym leczenia
jedynie mozna omegami wspomagac serducho
i do zabiegu zostalysmy zakwalifikowane. Krew oczywiscie tez zrobilismy
wspomne tylko, ze w/w kardiolog to jeden i ten sam, wiec tym bardziej nie mielismy az takiego stracha przed zabiegiem wiedzac, ze bedzie tam kardiolog pod ktorego opieka Suki jest na stale.
Jako, ze po ostatnim usuwaniu kamienia Su dostala goraczki i musielismy w nocy szukac pomocy, dr miala dac Su antybiotyk.
Zabieg przebiegl sprawnie, chociaz wiadomo, ze stresa mielismy. Su juz nie jest najmlodsza...na szczescie sie szybko wybudzila i zaraz wracala z Michalem do domu. Dr przekazal, ze akcja serca w trakcie zwalniala za bardzo, wiec musial zmieniac stezenie narkozy - byla na wziwnej.
W domu wydawalo nam sie, ze jest ok. byla spiaca i zmeczona. ale nie bylo zle. a rano....
W nosie ropa, w oczach tez. I brak sily zeby wstac nawet na siku, po chwili slyszymy sapanie i slinienie sie- prawie zawalu sama dostalam, bo juz myslalam, ze jej serce szwankuje po tej narkozie!!!i tak jeszcze raz, po czym seria kichnięć i krztuszenia się.
a byla sobota, przychodnia od 9, a my w auto i pedem. bylismy na szczescie pierwsi. A tu sie okazuje, ze temperatura, 40,4, odwodnienie, oslabienie i w ogole infekcja. ze pewnie odpornosc spadla przy narkozie i stad infekcja. Su ledwo bylo przytomna. zaraz zalozyli jej wenflon, i godzina lezenia pod kroplowka. tyle stresu co sie najadlam wtedy, to nawet nie umiem powiedziec! Po kroplowce jeszcze zastrzyki, dalej antybiotyk, leki przeciwzapalne, przeciwwymiotne ( na odruch kaszlu), przeciwgoraczkowe... i z wenflonem do domu z lekami na weekend. i z lekami na goraczke ktore mielismy sami do wenflonu podawac jak bedzie goraczka... a byla ;( przez kolejne dwa dni. Su nam sie po prostu rozkladala ;( kaszel tak sie rozwinal, ze kaszlala co chwile, a przt tym czesto z podraznienia miala kaszel wsteczny. noce nieprzespane, bo co chwile sie budzila kaszlac i trzeba bylo ja oklepywac albo zatrzymywac kaszel wsteczny...i ciagle goraczka, goraczka...
dopiero pod koniec poniedzialku nastapila mala poprawa i zaczelismy miec nadzieje, ze jednak sie z tego wylize. bo wydawalo sie, ze organizm nie ma sily w ogole walczyc z infekcja...
najedlismy sie strachu, a wszystkoe przez "glupi" kamien na zebach...
Ale powiem wam, ze przy ostatnim usuwaniu kamienia sytuacja byla podobna, tylko mam wrazenie, ze odpornosc mlodszej Suki byla lepsza...nie wiem czy to mozliwie, ale mam wrazenie, ze to bakterie z tego kamienia unoszace sie w trakcie zabiegu tak ja dopadly - wlecialy do oczu, nosa i gardla i zainfekowaly ogranizm o obnizonej - przez narkoze - odpornosci.ale moze to moja nadinterpretacja? Suki jest weteranka, miala XX narkoz w swoim zyciu, w tym nawet 1,5 temu do tomokomputera,ale takie infekcje zdarzaly sie tylko po usuwaniu kamienia. wiec chyba cos w tym jednak jest....
Teraz mamy sie dobrze!odpukac! i w ramach profikatyki, staramy sie codziennie na wieczor myc zeby
zeby juz nie zapuscic tych zebow, bo kolejnego zabiegu juz naprawde nie chcemy...!
Przesylamy moc usciskow!