Nie ma za co. Przepraszam, ale w tygodniu nie miałem czasu przysiąść nad poprawą skryptu, aby wszystkie linki rozpoznawał.
Dzisiaj trochę przysiadłem i jakby co, to mógłbym podesłać poprawione pliki.
A w międzyczasie odkopałem coś takiego:
Rock_Star Dnia: Czw 20 Paź 2011 10:24
Dzisiaj, wczesnym rankiem, tak koło 8.oo śpiąc smacznie na łóżeczku nagle obudziła mnie moja Pańcia ściągając bezlitośnie z łóżka.
Zdezorientowany, potrzebowałem nieco czasu aby usłyszeć głośne krzyki Młodej dochodzące ze schodów.
Ciekawe, co się stało, pomyślałem, i z wrodzonym sobie spokojem wystawiłem nos zza drzwi sypialni.
Młoda stała na ostatnim stopniu przed podestem schodów i krzyczała wniebogłosy..
No cóż, pomyślałem filozoficznie, po co tak wcześniej wstała.
Przeciągając się, leniwie podszedłem do Młodej.
I nagle..... co to??? co to???
Olbrzymie, szare, patrzy i się porusza.. Postanowiłem bardzo ostrożnie obwąchać to dziwne coś, kiedy podskoczyło w górę, tak chyba na d w a metry!!!
Już wiedziałem - to POTWÓR!!!
Młoda, uciekamy, ale już!
Gubiąc nogi na schodach i przepychając się obrałem kurs na dół, do salonu. Myślałem, zdążyć przed POTWOREM, szybko..
Młoda nadal krzycząc zamknęła mi drzwi przed nosem, skutkiem czego odbiłem się od nich jak moja ukochana piłeczka..
Pańcia zamiast uciekać dostała ataku śmiechu - nerwy, zdążyłem pomyśleć, uciekaj, uciekaj!!!
POTWÓR wyraźnie zdążał w moją stronę. Jestem w pułapce - pomyślałem. Ale nie - Młoda szybko otworzyła drzwi do małego pokoiku. Wpadliśmy do środka, Młoda zamknęła drzwi...
W tym czasie moja dzielna Pańcia walczyła z POTWOREM w przedpokoju.
W pewnej chwili usłyszałem jej krzyk, więc zawyłem żałośnie i ... przyznaję, schowałem się pod biurkiem...
Pomyślałem jednak, że w końcu jestem psem myśliwskim, stadnym, a moje stado potrzebuje pomocy.
Wychyliłem czubek nosa, wciągnąłem powietrze, wyciągnąłem się na całą długość (nogi wolałem zostawić w pokoiku, ot, tak, na wszelki wypadek..). POTWÓR siedział zamknięty pod pojemnikiem.
Zadzierając ogon, dumny z Pańci, podszedłem go obwąchać.
Młoda, idąc za moim przykładem, wprawdzie nie obwąchiwała stwora, ale wyszła z pokoju.
Co teraz - zaczęły się obie zastanawiać - może zadzwonić po Pańcia zasugerowała Młoda, niech coś z nim zrobi.
Nagle POTWÓR podskoczył prawie przewracając pojemnik.
Odskoczyłem, chociaż wolałbym aby mówiono, że godnie odszedłem..
Na wszelki wypadek przeszedłem do przedsionka, nie żebym się bał... Pańcia otworzyła drzwi na zewnątrz.
Skorzystałem i wyszedłem. Tak, tutaj jest świetne miejsce do obserwacji.. A tam, w domu, akcja niczym z filmu.
Przesuwając pojemnik Pańcia przesuwała i POTWORA.
Młoda w tym czasie pozamykała drzwi od szafy (chyba pierwszy raz widziałem, jak w przedsionku wygląda zamknięta szafa).
I nagle! Nagle!
Mały próg pomiędzy przedpokojem a przedsionkiem!!!
POTWÓR na wolności!!!
POTWÓR wybiegł z domu, pędzi w moją stronę, uwziął się czy co???
Z nerwów poczułem, że nie mam czasu na rytualne obroty, kupa wyleciała sama i to w trakcie ucieczki - teraz, po ochłonięciu, wolałbym, aby o tym nie wspominać..
Co się stało z POTWOREM nie wiem.
Wiem tylko, że jeszcze długi czas trząsłem się z nerwów na łóżku Pańci, schodziłem co chwilę i sprawdzałem, czy na pewno nie ma go w domu..
W końcu zostaliśmy tylko z Pańcią.
Młoda pojechała do pracy i nie miałbym z kim zamknąć się w pokoju..
A Pańcia śmiała się, prawie płacząc, że bałem się malutkiej myszki.. a przecież to był straszny POTWÓR...
mede Dnia: Czw 20 Paź 2011 12:09
popłakałam się ze śmiechu
mój ulubiony fragment histori:"Z nerwów poczułem, że nie mam czasu na rytualne obroty, kupa wyleciała sama i to w trakcie ucieczki - teraz, po ochłonięciu, wolałbym, aby o tym nie wspominać.. "
witeczka Dnia: Czw 20 Paź 2011 12:32
Lol pozdorwienia dla dzielnej Pańci osbiście nie boje sie potworów ale moja własna mama reaguje tak, że syrena strazacka wysiada pozdrawiam świetna historia
NANA09 Dnia: Wto 15 Lis 2011 20:55
Oj... muszę otrzeć łzy ze śmiechu... Jeszcze chwileczkę... Och.... Już!
Po przeczytaniu czuję się jakbym obejrzała odcinek z cyklu "życie beagla".
Super opisana historyjka! No, a że POTWÓR zawsze jest straszny to wszyscy wiedzą! Nie ma się co dziwić, że co poniektórzy zamiast pomóc w polowaniu schowali się jak.... no właśnie jak? JAK MYSZ POD MIOTŁĄ! :
Mariusz i Chojrak Dnia: Czw 17 Lis 2011 08:46
Aniu jestem pełen podziwu dla Twojego kunsztu literackiego, bo dawno już nie czytałem tak ciekawie napisanej opowieści. Co prawda moim zdaniem troszkę za dużo tu fikcji literackiej, bo widziałem jak Reksio reagował na dzika, więc nie do końca wierzę, że mógłby się wystraszyć myszki, bo chyba, ze z psyka była wyjątkowo brzydka i wzięła go podstępnie z zaskoczenia. W każdym razie nie życząc Reksiowi więcej takich przygód, chętnie bym jeszcze poczytał i pośmiał się czytając kolejne części opowieści Twojego autorstwa
Pozdrawiamy serdecznie Ciebie i Reksiunia
AxelKa Dnia: Czw 17 Lis 2011 14:19
Witam, cudownie się to czytało Uśmiałam się do łez .
i natychmiast zmienił mi się humor. Pozdrawiam.
Rock_Star Dnia: Wto 22 Lis 2011 11:59
Dzisiaj z samego rana zapowiadał się kolejny, nieco nudny dzień. Pańcia jak zwykle zbudziła mnie, tak koło 11.oo, poprzeciągałem się więc, poziewałem, poczochrałem, przewróciłem na plecki po swoją porcję pieszczotek..
Pańcia stwierdziła, że jeszcze "żółteczko" do końca we mnie nie weszło. Nie wiem, jak mogłoby wejść, no chyba że przez brzuszek?
Wreszcie wstałem, chociaż niewątpliwie mógłbym jeszcze chwilę pospać..
W międzyczasie Pańcia zeszła na dół więc chcąc nie chcąc powlokłem się, nadal ziewając, za nią. Poprzyglądałem się światu za oknem, Pańcia wypchnęła mnie za drzwi! Oburzające! Chwilę postałem, podumałem i ruszyłem na poranne siku. Żadnych nowych zapachów, nic... Wróciłem do domu - nauczyłem już Pańcię, że jak zaszczekam pojedynczo, to znaczy, że dość, chcę do domu. I wiecie co? To działa! Pańcia biegiem pędzi do drzwi i mi otwiera Wszedłem, położyłem się na kanapie, na ulubionym kocyku i zapadłem ponownie w sen. Nie pospałem jednak zbyt długo. Pańcia ubrała mnie w obrożę, przypięła smycz. Idziemy! Lubię ten moment, chociaż wrodzony flegmatyzm (rozumiecie, mamusia angielka..) nie pozwala mi na okazanie szalonej radości. Okazało się, że jedziemy, nie idziemy. I to gdzie! Do Powiatowego Lekarza Weterynarii. Nawet dość go lubię, nic mi nie robi, tylko omawiają z Pańcią jakieś swoje sprawy..
Położyłem się więc nieco znudzony na wykładzinie, kiedy, nagle, poczułem zapach!! Po chwili wszedł człowiek... pachnący dziwnie, niepokojąco... Naszczekałem na niego, warknąłem. Pańcia z Powiatowym zaśmiali się, że taki ze mnie stróż, a ja przecież czułem!!! Nie zrozumieli mnie!! Ten człowiek był niebezpieczny! Porozmawiał, wyszedł, zapach pozostał. Czułem, że dostaję dreszczy.. Pańcia uznała, że jest mi zimno, pośmiała się, że pies myśliwski a taki zmarzluch! Nic nie rozumiała! W końcu wyszliśmy. A za drzwiami - tak, to ten zapach! niepokojący, drażniący, niezwykły! Wydobywał się z worka i to z zakrwawionego worka!! Znowu poczułem dreszcz - dreszcz strachu a może emocji? Wolę myśleć, że emocji. Zapach rozchodził się na cały dom. Postanowiłem szerokim łukiem ominąć ten dziwny worek, uciekłem więc na schody prowadzące na piętro. Powiatowy wraz z Pańcią wzajemnie upewniali się, że beagle to z całą pewnością psy myśliwskie??
Jestem beaglem, ale co z tego? Mój węch mówił mi - uciekaj!! Pańcia siłą ściągnęła mnie ze schodów, musiałem przejść koło tego worka. Na nic zaparte łapki, szorowanie brzuchem po podeście. Głowa mi prawie odpadła od tego ciągnięcia! Czy ona nie widzi, że nie chcę tego wąchać, widzieć i przechodzić obok??? Narażać małego psa na taki stres - to powinno być karalne!! Kiedy już stałem na dole schodów, w bezpiecznej odległości Powiatowy postanowił pokazać mi, co tam, w tym niepokojącym worku się znajduje. Pierwszy raz czułem z bardzo (wg mnie, za bardzo) bliska takiego stwora, w zmierzwionym futerku, z rana, z której jeszcze wypływały resztki czerwonej farby. To on - LIS, jak powiedziała Pańcia tak dziwnie pachniał a właściwie śmierdział..
A Pańcia pokiwała tylko głową i stwierdziła, że jestem przecież psem do polowań i pogoni za lisem.
A ja, szczerze mówiąc, wolałbym już takich lisów nie oglądać... przecież ja jestem psem g o ń c z y m a jak mam gonić zastrzelonego LISA???
Naprawdę cieszyłem się, że wróciłem do domu!
Daruska Dnia: Wto 22 Lis 2011 21:31
haha super historia Razz uśmiałam się na maxa
NANA09 Dnia: Sro 23 Lis 2011 00:12
Rock_Star No normalnie jestem Twoją fanką!!!
Kolejna historia mrożąca krew w żyłach! R E W E L A C J A!!!
...I znowu wyszłam na wariatkę zaśmiewającą się przy monitorze... Embarassed
Mariusz i Chojrak Dnia: Czw 24 Lis 2011 10:31
No Aniu, jeszcze trochę a Manuela będzie mogła co najwyżej Reksia na smyczy potrzymać, bo o konkurowaniu z Tobą to już może zapomnieć
A swoją drogą to wcale się Reksiowi nie dziwię, bo wierząc na psie słowo Chojrakowi "farbowany" lisek też do gustu nie przypadł, co innego sarenka, to jest dopiero delikates dla psiego nosa
Taro Dnia: Czw 24 Lis 2011 15:37
Świetna historia i super się czyta Z niecierpliwością czekam na więcej historii z życia Reksia
Rock_Star Dnia: Pią 25 Lis 2011 19:33
Dzisiaj od rana czułem, że to będzie ciekawy dzień.
Zbudziłem się skoro świt, tak około 8.oo.
Zrobiłem poranną toaletę, potem próbowałem polizać Pańcię.
Nie rozumiem dlaczego nie chciała moich pieszczotek?
I jeszcze twierdziła, że fuj, z pyska Ci śmierdzi (nie powiem czym, bo nie wypada…) Ale nie dałem za wygraną.., hurra! udało się.
Zadowolony zbiegłem na dół, Młoda wypuściła mnie do ogródka.
Obwąchałem moje kąty, obsikałem nowe zapachy, rozkopałem kretowisko, obszczekałem kota sąsiadów, poprzyglądałem się wróblom.
Jak widzicie od samego rana byłem bardzo zajęty.
W tym czasie Pańcia przygotowała mi śniadanie. Takie sobie.. Popatrzyłem jej wymownie w oczy, powzdychałem nad miską…, popatrzyłem znowu
i udało się. Dostałem pysznego wołowego kotlecika. Tak więc mogłem
z godnością odejść od miski.
Pańcia ubrała mnie w obrożę, taką spacerową, przypięła smycz
i wyszliśmy. Spacerek był krótki - do sklepu.
Wracając przywitałem się z kolegą, obwąchałem ponownie mijane płoty, przesłałem sms-y na kołach napotkanych samochodów.
Próba przedłużenia spaceru spełzła niestety na niczym, chcąc nie chcąc wróciłem do domu.
Tam postanowiłem się przespać.
Ale… Pańcia ponownie przypięła smycz.
Wsiedliśmy do auta. Ja, na przednim siedzeniu, w końcu nie bez powodu nazywają mnie - logistyk.
Ruszyliśmy. Obserwowałem pilnie drogę - tak przez pierwsze 50 metrów.
Potem zasnąłem.
Pańcia nie pozwoliła mi jednak spać za długo.
Dojechaliśmy. Ucieszyłem się, wysiadłem.
Pańcia zapięła mi linkę, taką długą… Już wiedziałem!
Będzie porządny spacer!
Miejsce też należało do moich ulubionych - polana i las.
A wcześniej płot i brama..
A za tym płotem, za bramą, ech za płotem i bramą- marzenie każdego psiego nosa.
Piękny, luby zapach.. Perfumy po prostu!
Za każdym razem się rozmarzam, a Pańcia szarpie linkę.
Za każdym razem próbuję wydostać głowę z obroży a Pańcia tylko ją mocniej zapina! Ech, psie życie.
Tym razem jednak coś się zmieniło.
Zostałem przywiązany do płotu!
Wprawdzie na całych 15 m ale ten brak wolności.. żeby chociaż
bezpośrednio przy cudnym zapachu! Przy perfumach!
Ale nie, byłem przywiązany tak, abym mógł czuć i nic więcej.
To już dręczenie!
Nie, nie zgadzam się na aż takie ograniczenia!
Mój dobry humor nieco przygasł.
Pańcia natomiast przekroczyła bramę i zniknęła.
Po chwili usłyszałem jej krzyk, nie bardzo wiedziałem, co krzyczy, po co krzyczy i z jakiego powodu krzyczy.
Zacząłem się zastanawiać nad ludzkimi zachowaniami, nad koniecznością behawiorysty, gdy nagle…. obcy wybiegł zza płotu!
A za nim Pańcia! Wprawdzie nie biegła za szybko, właściwie wcale, ale za to krzyczała!
Złodzieju! Po policję dzwonię! Spuszczę psa!
Rozglądnąłem się z zainteresowaniem - fajnie, będzie kolega. No gdzie ten pies???
To niby ja?? Moje zdumienie przerodziło się w radość. Ogromną.
To będę biegał? Tarzał się? Luzem? Po lesie? W perfumach?
Musiałem, musiałem… no tak, musiałem jakoś okazać swoją radość.
Zacząłem głośno szczekać, można powiedzieć - ujadać!!
No puść psa, puść!!!
Obcy zawahał się, zwolnił..
Może Pańci przeszkodzić w odpinaniu psa.
Nie mogę do tego dopuścić!
Najeżyłem sierść, pokazałem zęby, a kysz!
Idź sobie gdzie indziej..
Obcy stanął, zawrócił…
Zaczął coś tłumaczyć Pańci, Pańcia wyciągnęła mówiące pudełko.
Obcy zaczął wyciągać towar z olbrzymiego auta - ale śmiesznie skakał po schodach. I to tyle razy! Gimnastykował się, że ho, ho!
A Pańcia dyrygowała - wszystko! Delikatnie! Jak z jajkiem!
Niestety, nie udało mi się wyjąć głowy z obroży, przegryźć linki a i Pańcia nie pozwoliła mi biegać luzem.
Po chwili przyjechał Pańcio a my mogliśmy iść na spacer.
Pańcia rozpływała się w zachwytach, jaki to jestem mądry i jak pięknie zatrzymałem złodzieja - zachwyty bardzo mi się podobały, ale nadal nie wiem, co to znaczy "złodzieja"???
kappi Dnia: Pią 25 Lis 2011 19:38
Dziękujemy Kolejna słodka i ciekawa opowiastka. Oby było ich więcej i więcej....
Mariusz i Chojrak Dnia: Nie 27 Lis 2011 13:41
Wiedziałem, że Reksio to dzielny pies, który niczym Cywil, Komisarz Reks i Szarik w jednym, będzie bronił porządku i sprawiedliwości w swoim mieście ku trwodze i przerażeniu wszystkich złoczyńców planujących zburzyć ten Reksiowy ład
Teraz cały Piasek może spać spokojnie, wiedząc, że pojawił się w mieście nowy Szeryf
Rock_Star Dnia: Nie 05 Lut 2012 15:10
Co to był za tydzień!!
Dla takiego psa, jak ja, rozważnego i flegmatycznego, ten tydzień miał chyba z trzy tygodnie?
Tak, myślę, że trzy - w każdym razie do trzech umiem policzyć, oczywiście jak Pańcia pokaże kciuk.. i to trzy razy...
Zaczęło się przyjemnie.
Przyjechała moja rodzina - labradorka Aza. Z Babcią.
Tak sobie myślę, że Azunia to rodzina.
Któregoś dnia miła Pani na widok Azy, Zarii i mój wykrzyknęła:
"O! mamusia i jej dzieci, jakie ładne!"
To mnie ostatecznie upewniło o naszym bliskim pokrewieństwie! Mieszkaliśmy sobie tak w piątkę, spokojnie - Pańcia i Pańcio, Babcia, Azula i ja. Do czasu..
Tak koło wtorku przyjechali Młodzi. Z Zarią.
To też, jak pisałem, bliska rodzina.
Mimo pewnych różnic, nie tylko fizjologicznych, lubimy się.
Ale najbardziej nas łączy uwielbienie dla Azy.
Tym razem jednak Młodzi przywieźli... No właśnie! Przywieźli takie małe, łaciate, pachnące inaczej stworzenie.
Stwór nic sobie nie robiąc z dostojeństwa Azy wszedł jej na głowę! Oniemiałem.
Dobrze, że Zaria zareagowała i głośnym szczekaniem wraz z warczeniem dała wyraz swemu oburzeniu!
Nic nie pomogło, ledwo zdążyłem obrócić głowę już łacity stworek siedział na Zarii nic sobie nie robiąc z jej zdenerwowania.
Ba! nawet jej napyskował! No, to już doprawdy oburzające.
Jako jedyny facet w tym towarzystwie (Pańcio, przepraszam) musiałem zareagować.
Myślałem, myślałem i myślałem, aż Młoda mnie ubiegła.
Krzyknęła: Sonia, źle - hmm, stwór ma imię.
Na to wtrąciła się Pańcia: "zostaw, niech sobie ustalą hierarchię".
Jak to zostaw pomyślałem, co zostaw? Upewniłem się ponownie, nic, co byłoby jadalne nie leżało w pobliżu, zresztą nawet gdyby leżało, to Pańcia powinna wiedzieć, że nie jestem zainteresowany. No, chyba, że Zaria (czasami nazywam ją Żarcią).
Czy to oznacza, że ten oburzający, mały stwór, ta niby Sonia ma nam wchodzić na głowę. I to dosłownie?
Podjąłem decyzję. Powiem stworkowi, co o nim myślę!
Zaszczekałem donośnie. Sonia podbiegła, przekrzywiła głowę, potem warknęła.
O Ty! W moim domu, na mnie?!
Pańcia, co Ty na to???
Pańcia szeroko otworzyła drzwi do ogródka i wyprosiła nas na zewnątrz, na mróz.
No nie, tego się nie spodziewałem!
I jeszcze pośmiała się, że musimy ochłonąć.
Pewno, przy -20.o C wszystko się studzi, my także.
Po chwili siedzieliśmy zgodnie przed drzwiami balkonu.
Babcia otworzyła drzwi i powiedziała - no dobrze, nie można trzymać na mrozie szczeniaka.
Znowu mnie zatkało. I to podwójnie, raz, że stwór na drugie imię nazywa się szczeniak, a dwa - że nas to można? na mrozie? trzymać?
Rozżaliłem się, zawyłem cichutko. Jeszcze przyjdzie Dużym do głowy abyśmy znowu wychodzili "ustalać hierarchię" cokolwiek by to miało oznaczać.
Coś czułem, że ten tydzień będzie okropnie długi..